Diciembre Kate
piątek, 9 stycznia 2015
Postanowienia noworoczne: 1. Zrób coś ze swoim życiem.
Mamy kolejny nowy rok. Mój już 20.
Znowu kolejne postanowienia.
Kolejne Nowe życie przez duże "N", bo przecież tym razem będzie najlepsze. Musi być.
Później kolejne "zacznę od jutra".
Od jutra zacznę o siebie dbać.
Od jutra zacznę się odchudzać.
Od jutra zacznę się zachowywać jak na mój wiek przystało.
Od jutra zacznę się uczyć.
Brzmi znajomo?
Raz w życiu nie chciałam Nowego Roku. Nie czekałam w Sylwestra z niecierpliwością na otwarcie szampana, petardy, nie darłam się "Hurrrrra!" na podwórku pod blokiem. 2013 był tak zajebisty, tak wiele zmienił w moim życiu na lepsze, że jeśli o mnie chodzi, to mógłby trwać wiecznie. Wtedy nie chciałam zaczynać niczego od nowa, bo nareszcie wszystko mi się podobało. I to był jedyny taki rok.
W 2014 przyszło życie. Przez duże P, jak Prawdziwe i Popieprzone.
Między innymi mi odbiło i poszłam na studia.
Nie wiem czy taki kryzys dotyka każdego studenta pierwszego roku, ale większość moich znajomych ma podobne zdanie i pewnie chętnie waliłoby głową w mur razem ze mną. A chodzi o pytanie, które zadaję sobie każdego ranka, gdy wstaję, każdego popołudnia na uczelni i każdego wieczoru, gdy czeka mnie wizja kucia do nocy. Co ja tu do cholery robię?
Wiadomo, między liceum a studiami jest przepaść niczym. Weźmy między innymi taką matematykę - nieważne czy jestem na wykładach czy nie i tak czuję się jak na języku chińskim. A idąc tym tropem doszłam do wniosku, iż mój kierunek, Finanse i Rachunkowość, kompletnie mnie nie interesuje. Nie planuję być żadną księgową ani pracować w banku. Pytanie dlaczego więc wybrałam taki kierunek. Odpowiedź jest w sumie prosta - sama nie wiedziałam, co chcę w życiu robić, a po FiR możliwości jest więcej niż po innych kierunkach. Tyle, że z dzisiejszej perspektywy takie rozumowanie było sporym błędem. Gorzej, że nadal nie wiem co zrobić. Kontynuować? Rzucić studia? Czy tylko zmienić kierunek?
Jako że zaczęłam dużo myśleć na ten temat - chyba nawet ZA dużo - nie wiem, czy tylko na mojej uczelni tak jest czy to norma, ale ilość bezsensownych rzeczy, których muszę się uczyć jest powalająca. Projekt z informatyki? Wykresy (pokolorowane kredkami!) z geografii? No halo, chyba nie tędy droga. Zamiast robić to co lubię, po prostu marnuję czas. Zwątpiłam w sens studiowania, co totalnie przeraziło moich rodziców. Już widzą mnie na bezrobociu, albo z mopem w ręku. Ja widzę tak siebie po finansach. Albo jako wiecznie złą, niezadowoloną z życia, spędzającą za biurkiem większość czasu kobietę.
Dlatego ja też postanowiłam zacząć Nowe życie....albo nie. Zamierzam zrobić ze swoim dotychczasowym życiem coś dobrego, coś, co pozwoli mi się rozwijać i iść drogą, którą bym chciała ( postanowienie 1. zastanowić się, czego chcę w życiu).
Zrobienie certyfikatu z języka angielskiego?
Poszukanie kursów, które wiążą się z moimi zainteresowaniami?
A może rzeczywiście zmiana kierunku studiów? Może zamiast iść za głosem rozumu pójść za głosem serca, jak robię niemal w całym moim życiu?
XOXO
Kate
piątek, 12 września 2014
Śniadanie nr 1 - KASZA JAGLANA
Kiedy wspomniałam mojemu chłopakowi, że jadłam ostatnio na śniadanie kaszę jaglaną, była przepyszna i w związku z tym muszę go zaprosić na takie śniadanie – mój chłopak przestał jadać śniadania.
I niech żałuje. Jaglanka –
czyli taka owsianka z kaszy jaglanej – to najlepsze, najzdrowsze, najprostsze
śniadanie jakie można sobie wymarzyć. Ponieważ:
1. Kasza jaglana wspomaga
trawienie, zawiera bardzo dużą ilość aminokwasów, jest świetnym źródłem białka,
ma wiele wartości odżywczych, jest bogata w krzemionkę, która ma bardzo dobry
wpływ zarówno na stawy jak i na stan włosów czy paznokci…
2. Robię to tak – gotuję
szklankę kaszy w dwóch szklankach wody (ziarenka najpierw opłukuję gorącą wodą
i przelewam wrzątkiem) tak długo, aż ‘wciągną’ całą wodę. Następnie przerzucam
ją na sitko i opłukuję zimną wodą, dzięki czemu mam kaszę w postaci sypkiej, a
nie bryły jaglane. I tym sposobem dostaję kaszę na trzy czy cztery dni. Jaka
oszczędność czasu!
3. Kaszy oczywiście nie jem
na sucho. Ale tutaj to już kwestia kreatywności i zasobów kuchennej szafki.
Taką podstawą jest jogurt – czy to naturalny, czy grecki, czy może mascarpone.
Do tego owoc – do wyboru, ja uwielbiam z bananem (takim rozgniecionym widelcem,
dzięki temu uzyskuję kremową konsystencję). Gdy akurat mam pod ręką masło
orzechowe – ląduje w miseczce. A do tego: mak, kokos, pestki dyni/słonecznika,
orzechy, suszone owoce, cynamon, imbir, kakao…
Bon appetit!
XOXO
Kate
sobota, 6 września 2014
Jesienna wishlista
Odkąd pamiętam, zawsze z niecierpliwością czekałam na jesień. Nie jest to moja ulubiona pora roku – o nie! Gdy jeszcze chodziłam do szkoły, wrzesień – czyli na dobrą sprawę pierwszy jesienny miesiąc – był początkiem roku szkolnego, a to zawsze bardzo lubiłam. Nie, nie szkołę! Jej początek. Kupowanie setki zeszytów, kredek, długopisów, teczek, plecaka, naklejek, okładek, książek (takich nowych, jeszcze pachnących) i innych bibelotów, a potem bawienie się w sklep papierniczy. O tak, to było coś. Poza tym, był to często początek czegoś nowego, więc jeśli moje noworoczne postanowienia diabli wzięli to zawsze mogłam sobie robić te wrześniowe, początkowo-szkolne.
Po drugie jesień jest przed
zimą, którą uwielbiam. Przybliża mnie do świąt, urodzin, Sylwestra, Nowego
Roku…zaczynają się ciepłe swetry, grube skarpety, herbaty i gorące czekolady na
ogrzanie, wieczory z książką przy jabłkowo-cynamonowych świeczkach. Aż mnie
skręca jak o tym myślę.
Tak też, jak co roku, i
tym razem wpadłam w prawdziwy zakupowy szał. Bo przecież dziesięć swetrów to za
mało. Płaszcz za cienki, będzie mi zimno, muszę mieć nowy. Najlepiej dwa. I
kapelusz, żeby nie było mi zimno w głowę! Ach, i jeszcze cotton balls, bo
przecież mój nowy pokój musi jakoś wyglądać. I zapas herbat, bo w Krakowie na
pewno nie znajdę takich dobrych…
JESIENNA WISHLISTA
1. Buty
Miałam dylemat. Te czy lity.
W końcu padło na H&M. Po pierwsze dlatego, że mogę je bez problemu zmierzyć
i sprawdzić czy są wygodne. Są. Po drugie, mam zniżkę -25% na H&M (polecam
zapisanie się do newslettera, zawsze można się wypisać i zapisać jeszcze raz i
dostawać kolejne zniżki :)), więc czemu by jej nie wykorzystać. Po trzecie –
gdy je ubrałam, zakochałam się w swoich nogach (yyy…powiedzmy, że zazwyczaj jestem
skromna, bywają wyjątki :D).
2. Płaszcz nr 1
Na stronę sheinside.com
weszłam właściwie przez przypadek. Z nudów zaczęłam ją przeglądać i znalazłam
ten oto płaszcz. Prezentuje się genialnie, mam nadzieję, że równie dobrze
będzie leżał na mnie. Dodatkowo, przy zarejestrowaniu się na stronę za pomocą
fecobook’a uzyskujemy -15%. A że ceny ubrań i tak nie są wygórowane (w polskich
sklepach taki płaszcz kosztuje co najmniej 2x tyle), można kupić fajne rzeczy
za naprawdę niewielkie pieniądze.
3. Kapelusz
Obowiązkowo czarny. Teraz
taki model posiada wiele sieciówek, więc w moim przypadku jest tylko jeden
problem – mam strasznie małą głowę. Większość kapeluszy, które przymierzam,
żyje sobie własnym życiem i nieważne, w którą stronę obrócę głowę – kapelusz zawsze
zostaje w tej samej pozycji.
4. Płaszcz nr 2
Kolejny płaszcz do kolekcji.
Najpierw zobaczyłam go w kolekcji Zary, potem znalazłam identyczny na sheinside.com,
o połowę tańszy.
5. Sweter
Taki gruby, ciepły, obowiązkowy
na zimowe wieczory. Cały czas szukam swojego ideału.
7. Cotton balls
Zakochałam się w nich na Pinterest. Biorąc pod uwagę moją zdolność podejmowania decyzji, na jakiś
konkretny kolor zdecyduję się nieprędko, chyba, ze ktoś zrobi to za mnie. Nie
miałabym nic przeciwko takiemu prezentowi :D
8. Perfumy
„Dot” Marca Jacobsa. Gdy
ostatnio z całych sił próbowałam wypsikać ostatnie krople z flakonika, zrobiło
mi się przykro. Z tym zapachem mam związane tak piękne wspomnienia, że następna
buteleczka to wyższa konieczność. Buteleczka, która, nawiasem mówiąc, jest urocza.
9. Szal
Najlepiej w kratę.
Koniecznie duży i koniecznie wyglądający jakby miał z 50 lat i był pamiątką po
babci.
10. Woski Yankee Candles
Całą jesienną kolekcję. Bez
wyjątków.
XOXO
Kate
czwartek, 7 sierpnia 2014
Jak postanowiłam korzystać z życia.
Odkąd pamiętam na samą myśl o locie samolotem przechodziły mnie dreszcze. Wliczając w to wszystkie sny, w których leciałam spadającym samolotem. Aż przyszły tegoroczne wakacje (ha, podobno najdłuższe w życiu) i trochę mnie poniosło. Bo w pewnym momencie, najprawdopodobniej w chwili niedostatecznego dotlenienia mózgu i pod presją zniecierpliwionego wzroku Ł siedzącego koło mnie, kliknęłam "Kup teraz".
Nie było już odwrotu.
Kupiłam bilet.
Do Rzymu. I powrotny...do Bratysławy.
Nadal jak tak o tym myślę, to chyba zwariowałam. I nadal nie jestem pewna co mną pokierowało. Chyba po prostu...potrzebowałam czegoś nowego. Jakiegoś odstępu od rutyny. Przygody. A wiadomo nie od dzisiaj, że najlepsze są te kompletnie nieplanowane. Tak więc jadę sobie we wrześniu z Ł do Włoch na półtora tygodnia. Nie mamy pojęcia gdzie będziemy spać, co będziemy robić, jak się dostaniemy na i z lotniska czy choćby z Bratysławy do domu.
Ale mamy bilety na samolot, które kupowałam od, hm, miesiąca? Jak nie dłużej.
A teraz, skoro już jest jakieś kilka procent szans, że zginę w katastrofie lotniczej, za swoje nowe motto przyjęłam YOLO...czy coś w tym stylu. Naprawdę chciałabym co mieć opowiadać swoim dzieciem i wnukom za te kilka(naście) lat. Coś innego niż "wasza mama była wzorową uczennicą, idealną córką, ble, ble, ble". Rzecz jasna, nie namawiam nikogo do władowania sobie w tym momencie w żyłę :D ale wakacje to dla mnie czas ogromnych inspiracji. Siedzę sobie na tarasie domku letniskowego, piję dziesiątą kawę (tak, wiem, że to niezdrowo i pewnie utonę w cellulicie) i zbieram pomysły.
I jednym z nich stało się "doświadczenie" życia, a nie jedynie przeżycie. Być może wyjdę teraz na zdemoralizowaną, ale mam ochotę spełniać swoje marzenia, nawet te śmielsze. Zrobić tatuaż. Pojechać stopem w nieznane. Polecieć samolotem (haha, hardcore :D) I wiecie co? Nie wiem czy to kwestia miejsca, w którym obecnie jestem, czy wieku, czy za dużej ilości wypitych kaw, ale po raz pierwszy poczułam w sobie siłę. Nie chcę już żałować wszystkich szans, które przeszły mi koło nosa.
Zamierzam korzystać z życia. I z najdłuższych wakacji.
XOXO
Kate
Lifestyle'owo
Lubię pisać. Cokolwiek. W swoim 19-letnim życiu zaczęłam już chyba dziesiątki książek i setki artykułów. Oczywiście nic nie skończyłam, bo pomysłów nam mnóstwo, le za duży chaos w głowie. Więc najczęściej wyglądało to tak - zaczynałam pisać o jednym, w połowie jednak przychodził mi do głowy inny, lepszy pomysł, zaczynałam więc pisać co innego itd itd. Po drodze był pamiętnik i blog kulinarny, a nawet dwa. Ale to nie to. Bo ja tak naprawdę lubię pisać o wszystkim i o niczym. Tworzyć przeróżne listy, nawet jeśli kompletnie bez sensu. Planować. Organizować. I wszystko to zapisywać w jednym z tysiąca notatników/zeszytów/kalendarzy. A może też na blogu?
XOXO
Kate
XOXO
Kate
Subskrybuj:
Posty (Atom)